piątek, 27 lutego 2015

DOMOWE MELODIE

Dzięki mojej Siostrzyczce, która podarowała mi bilety, dziś spędziłam cudowne półtorej godziny na koncercie zespołu Domowe Melodie. Wciąż jeszcze mam szeroki uśmiech na twarzy, jestem pod całkowitym urokiem osób, które czują muzykę całym ciałem i duszą, bawią się na koncertach występując w piżamach, wygłupiają się, a przy tym są piekielnie dobrymi muzykami. Wszystko w nich gra. Chyba pierwszy raz od dawna widziałam tyle pasji i radości z tego co się robi. Cudowny wieczór.



środa, 25 lutego 2015

AKWARELE

Uwielbiam. Rozmycie, delikatność i możliwość uzyskiwania obrazu widzianego jakby przez zmoczoną deszczem szybę. W wykonaniu węgierskiego artysty Tamása Vajdy cieszą oko niezmiernie.













wtorek, 24 lutego 2015

RZECZ O GUSTACH

Gust każdy z nas ma. Każdy swój. Wszystko jest dla ludzi. Różnych ludzi. Dostaliśmy Oscara za film "Ida". Ja się cieszę przeogromnie, bo miło słyszeć "POLAND" hen hen w dalekim Hollywood, podczas tej corocznej imprezy. I choć często nudzę się po prostu oglądając niektóre oscarowe produkcje, nie zmienia to faktu, że cieszę się i czuję dumę. "Ida" jeszcze przede mną, ale obejrzę na pewno. Nie mogłabym wypowiadać się na temat tego filmu, nie zobaczywszy go przedtem na własne oczy.

Tak to bywa i z kinem, i z muzyką, i z książkami, i praktycznie ze wszystkim co nas otacza. Są gusta i guściki. Nigdy nie lubiłam tylko rozmów o tym, co się komu podoba. Nie rozumiałam klasyfikacji na lepszych, czy gorszych, bo akurat lubią kino akcji lub muzykę klasyczną, zamiast Woodego Allena i piosenek Bjork. Bywa, że oglądam naprawdę krwawą sieczkę, bo akurat P. chciał to zobaczyć, słucham RiseuP, bo ciekawi mnie dlaczego polubił to na FB M., czytam Lawendowy pokój, żeby wymienić uwagi z Siostrzyczką. I lubię oglądać, słuchać, czytać i smakować z rozmaitych, często wykluczających się pozornie, źródeł. I bawi mnie ocena, że akurat ten film, był po prostu mordęgą, ta piosenka to kompletne bezguście, ta książka nudzi jak flaki z olejem, a Kasia T. to ubrała się tak, że pożal się Boże. Czy w naszej naturze leży po prostu wieczna krytyka wszystkich i wszystkiego? Sukienka na galę była nie taka, po 15 minutach filmu można zasnąć, a sama historia to neguje polskość... a może po prostu cudownie było usłyszeć POLAND pośród tego szumu, hen hen w dalekim Hollywood? Może po prostu, choć raz, cieszmy się, że to my, nikt inny, odebraliśmy tę nagrodę. I że to dla nas przyjemna noc? Tak zwyczajnie, po prostu. Choć raz bez oceniania, hejtowania i krytyki. Tylko czy potrafimy?



środa, 18 lutego 2015

POROZMAWIAJMY O SEXIE, CZYLI OBEJRZAŁAM 50 TWARZY GREYA

13 w piątek obejrzałam "50 twarzy Greya" i... wciąż żyję;), nie oślepłam, nie zwariowałam, nie straciłam niemal dwóch godzin i o dziwo! spędziłam miły wieczór. Książkę podarowała mi D. na 30 urodziny. Pisana z pewnością średnim językiem, lekka, trochę naiwna historia, wokół której, zupełnie nie rozumiem dlaczego, stworzono (zwłaszcza w Polsce) pruderyjno-oburzony krąg. W kinie brak wolnych miejsc, film pobija wszystkie możliwe rankingi, zarobił już krocie, a pruderyjno-oburzeni zasiadają w najlepszych rzędach i z wypiekami na twarzach śledzą każdą scenę. Opisują później, w mniej lub bardziej zabawny sposób, jak to zmarnowali czas, jaki to gniot, chłam i jak można w ogóle oglądać takie filmy.

Poszłam do kina na lekką, przyjemną historię, raczej bajkę dla kobiet niż mężczyzn, bardziej subtelny melodramat z kilkoma "scenami" niż ociekającą sexem pornografię. I to dostałam. Jamie był pięknie umięśniony, po początkowych, nieco sztywnych, scenach wpasował się w Greya. Dakota wzbudzała we mnie rozczulenie, zmieniając się z naiwnego podlotka w pewną siebie, młodą kobietę. "Sceny" nie krępowały mnie, nie miałam wypieków i nie chowałam się ze wstydu pod fotel. Czy jestem w związku z tym "zboczona"? Bo nagość, opaska na oczy, związane ręce i kostka lodu nie robią na mnie wrażenia? Nie sądzę. Po prostu dopuszczam istnienie "zabawy" w łóżku, urozmaicenia kochania się z partnerem, pewnego rodzaju szaleństwa. Oczywiście, gdyby mój mężczyzna zafundował mi taką scenę, która wymagała od Dakoty aż dublerki, pewnie nie mielibyśmy o czym rozmawiać. Nie rozumiem natomiast wiecznej krytyki filmu i książki. Wszystko jest dla ludzi. Jeżeli kobiety mają ochotę chociaż pomarzyć o takim mężczyźnie, o takim życiu i o takiej miłości dlaczego nie? Jeżeli o tym marzą to wyraźnie znak, że niekoniecznie mają udane życie, niekoniecznie czują taką chemię w swoim związku i niekoniecznie zgadzają się na zupełnie nieudany sex, a może czasem jego brak. Fenomen książki i filmu pokazuje, wg mnie, jak bardzo kobiety pragną takiej bajki w swoim życiu, jak bardzo mężczyźni różnią się od eleganckiego, nieco mrocznego Greya, potrafiącego całować kobietę w taki sposób, że uginają się pod nią nogi.

Moja ulubiona scena z filmu nie pokazywała Greya w czerwonym pokoju, a lot helikopterem przez cudownie oświetlone wielkie miasto nocą i towarzyszący temu głos Ellie Goulding. Było w tym o wiele więcej podniecenia niż w tych trwających całe 20 minut scenach, które jednak przyznaję (i znów pod prąd recenzjom) wg mnie pokazano delikatnie, subtelnie i z klasą. To nie miał być film pornograficzny. To ładnie zrobiona historia mrocznych emocji i niesamowitej chemii, którą rozumiem. Chciałabym zobaczyć Greya z Anastazją 10-15-20 lat później... wiedzieć, czy nadal zabiera ją na romantyczne kolacje, funduje niespodzianki w postaci lotu szybowcem, przedstawia całej rodzinie i zmienia siebie, bo nie może pozwolić odejść kobiecie, którą kocha. Czy nadal zaspokajając swoje mroczne pragnienia, mimo wszystko, dba przede wszystkim o jej przyjemność. Z obu kolejnych części książek wiem, że historia jest tak niesamowicie bajkowa, że momentami czyta się ją jak science fiction, ale która z nas nie marzy o takim własnym love story? Która z nas nie chce mieć niesamowitego sexu, wielokrotnych orgazmów, rozchodzących się po ciele impulsów przyjemności, emocji i jednocześnie zaufania, partnerstwa i prawdziwej miłości w związku? Czy jest w tym coś złego, że czasami lubimy poczytać sobie bajkę i obejrzeć ją na ekranie? Wg mnie zupełnie nie. Dlatego owszem polecam wszystkim kobietom na wieczór z lampką wina we własnej sypialni i życzę Wam wszystkim, żeby będący obok Was partner, choć w minimalnym stopniu, potrafił wywołać Wasz przyspieszony oddech. Bynajmniej nie ze złości;)...


wtorek, 17 lutego 2015

#32

Starsza o rok i w zasadzie to tyle w kwestii "wydarzyło się" od zeszłych urodzin. A jednak to był miły dzień z Rodziną, O. i mnóstwem życzeń. Starsza o rok.








W. pamiętam ... Gdziekolwiek jesteś.

wtorek, 10 lutego 2015

CZY KSIĘŻNICZKA MOŻE BYĆ SZCZĘŚLIWA

Wczorajsze popołudnie spędziłam oglądając film "Grace - księżna Monaco". Wyobrażałam go sobie zdecydowanie inaczej. Nie znam właściwie historii Grace Kelly, nigdy nie byłam osobą szczególnie zapatrzoną w ikony stylu i mody. Monaco odwiedziłam kilka (już chyba -naście) lat temu. Nie mogę powiedzieć, że byłam zachwycona, ale z przyjemnością wróciłabym tam jeszcze raz, na dłużej. Czasem żałuję, że pewne miejsca odwiedzamy jako dzieci, poznajemy i żyjemy z pewnymi ludźmi, doświadczamy pewnych zdarzeń zupełnie nie przywiązując do tego uwagi. A kiedy dorośniemy tęsknimy za tym, co było kiedyś.

Wracając do Grace... Nie była to opowieść zupełnie oparta na prawdziwej historii, ale po raz kolejny pokazano, że wielkie księżniczki nie były szczęśliwe. Podczas tegorocznych wakacji zwiedzając z P. rezydencję Sissi, słuchałam o jej pełnym cierpienia życiu, o niezrozumieniu przez męża i teściową, o tragicznej utracie dzieci, o smutku towarzyszącym jej życiu. Przykładów nieszczęśliwych księżniczek jest mnóstwo. A jednak kobiety marzą o byciu księżniczką, o wielkiej, bajkowej miłości, księciu na białym koniu i mieszkaniu w pałacu. Disney wypaczył nam rzeczywistość;).

Chyba zdecydowanie lepiej mieszkać w swoim wciąż zbyt małym M, kochać niekoniecznie księcia z bajki, ale kogoś prawdziwego, żyć zwyczajnie, ale szczęśliwie i wzdychać nad zdjęciami księżniczek podziwiając ich idealne włosy i figury:). Jedno w tym filmie mnie urzekło... idealna suknia Grace na balu Czerwonego Krzyża. Dla takiego efektu mogłabym nawet zamieszkać w pałacu. No na tą jedną noc;). Przemawia przeze mnie babska próżność, ale co tam;). Oczywiście zdjęcie nie oddaje w pełni efektu wow;).



poniedziałek, 9 lutego 2015

...

Myślę i myślę od wielu dni nad modernizacją bloga. Nad nowymi inspiracjami, działami, sezonowością, podziałem na tematy itd. Wiem, że wypadałoby w końcu zrobić tu trochę porządku, zająć się swoją twórczością, być bardziej systematyczną w tym wszystkim. Wiem. Siostrzyczka, jak ja kiedyś, często wypomina " no weź pisz blogaska". A tu posucha. Tak to już jest, kiedy w życiu średnio się dzieje. A na razie rok 2015 jest bardzo, bardzo średni dla mnie. Pod każdym możliwym kątem. Czas odbić się od dna, podryfować ku słońcu i wreszcie naprostować sprawy, relacje, wydusić coś lepszego, otworzyć się na wiosnę i radość. I na blogu zrobić w końcu porządek. I wrócić. Z nowym. Lepszym. Również na blogu. Inspirujące myśli na dziś?;) Nie ma - jest coś co mnie dziś rozbawiło.