środa, 18 lutego 2015

POROZMAWIAJMY O SEXIE, CZYLI OBEJRZAŁAM 50 TWARZY GREYA

13 w piątek obejrzałam "50 twarzy Greya" i... wciąż żyję;), nie oślepłam, nie zwariowałam, nie straciłam niemal dwóch godzin i o dziwo! spędziłam miły wieczór. Książkę podarowała mi D. na 30 urodziny. Pisana z pewnością średnim językiem, lekka, trochę naiwna historia, wokół której, zupełnie nie rozumiem dlaczego, stworzono (zwłaszcza w Polsce) pruderyjno-oburzony krąg. W kinie brak wolnych miejsc, film pobija wszystkie możliwe rankingi, zarobił już krocie, a pruderyjno-oburzeni zasiadają w najlepszych rzędach i z wypiekami na twarzach śledzą każdą scenę. Opisują później, w mniej lub bardziej zabawny sposób, jak to zmarnowali czas, jaki to gniot, chłam i jak można w ogóle oglądać takie filmy.

Poszłam do kina na lekką, przyjemną historię, raczej bajkę dla kobiet niż mężczyzn, bardziej subtelny melodramat z kilkoma "scenami" niż ociekającą sexem pornografię. I to dostałam. Jamie był pięknie umięśniony, po początkowych, nieco sztywnych, scenach wpasował się w Greya. Dakota wzbudzała we mnie rozczulenie, zmieniając się z naiwnego podlotka w pewną siebie, młodą kobietę. "Sceny" nie krępowały mnie, nie miałam wypieków i nie chowałam się ze wstydu pod fotel. Czy jestem w związku z tym "zboczona"? Bo nagość, opaska na oczy, związane ręce i kostka lodu nie robią na mnie wrażenia? Nie sądzę. Po prostu dopuszczam istnienie "zabawy" w łóżku, urozmaicenia kochania się z partnerem, pewnego rodzaju szaleństwa. Oczywiście, gdyby mój mężczyzna zafundował mi taką scenę, która wymagała od Dakoty aż dublerki, pewnie nie mielibyśmy o czym rozmawiać. Nie rozumiem natomiast wiecznej krytyki filmu i książki. Wszystko jest dla ludzi. Jeżeli kobiety mają ochotę chociaż pomarzyć o takim mężczyźnie, o takim życiu i o takiej miłości dlaczego nie? Jeżeli o tym marzą to wyraźnie znak, że niekoniecznie mają udane życie, niekoniecznie czują taką chemię w swoim związku i niekoniecznie zgadzają się na zupełnie nieudany sex, a może czasem jego brak. Fenomen książki i filmu pokazuje, wg mnie, jak bardzo kobiety pragną takiej bajki w swoim życiu, jak bardzo mężczyźni różnią się od eleganckiego, nieco mrocznego Greya, potrafiącego całować kobietę w taki sposób, że uginają się pod nią nogi.

Moja ulubiona scena z filmu nie pokazywała Greya w czerwonym pokoju, a lot helikopterem przez cudownie oświetlone wielkie miasto nocą i towarzyszący temu głos Ellie Goulding. Było w tym o wiele więcej podniecenia niż w tych trwających całe 20 minut scenach, które jednak przyznaję (i znów pod prąd recenzjom) wg mnie pokazano delikatnie, subtelnie i z klasą. To nie miał być film pornograficzny. To ładnie zrobiona historia mrocznych emocji i niesamowitej chemii, którą rozumiem. Chciałabym zobaczyć Greya z Anastazją 10-15-20 lat później... wiedzieć, czy nadal zabiera ją na romantyczne kolacje, funduje niespodzianki w postaci lotu szybowcem, przedstawia całej rodzinie i zmienia siebie, bo nie może pozwolić odejść kobiecie, którą kocha. Czy nadal zaspokajając swoje mroczne pragnienia, mimo wszystko, dba przede wszystkim o jej przyjemność. Z obu kolejnych części książek wiem, że historia jest tak niesamowicie bajkowa, że momentami czyta się ją jak science fiction, ale która z nas nie marzy o takim własnym love story? Która z nas nie chce mieć niesamowitego sexu, wielokrotnych orgazmów, rozchodzących się po ciele impulsów przyjemności, emocji i jednocześnie zaufania, partnerstwa i prawdziwej miłości w związku? Czy jest w tym coś złego, że czasami lubimy poczytać sobie bajkę i obejrzeć ją na ekranie? Wg mnie zupełnie nie. Dlatego owszem polecam wszystkim kobietom na wieczór z lampką wina we własnej sypialni i życzę Wam wszystkim, żeby będący obok Was partner, choć w minimalnym stopniu, potrafił wywołać Wasz przyspieszony oddech. Bynajmniej nie ze złości;)...


2 komentarze:

  1. Odpowiedzi
    1. chwila relaksu pamiętaj, niekoniecznie super ambitna produkcja z nominacją do Oskara:)

      Usuń