piątek, 26 czerwca 2015

W CZTERECH ŚCIANACH, GDZIE WIERTARKA ZABIJA CISZĘ...

Dobiega końca tydzień mojej samotności w mieszkaniu. Rodzice wracają z krótkiego urlopu, a ja wracam do życia w Rodzinie;). Czas na podsumowanie. To był ciekawy czas. Upiekłam 3 tarty owocowe (na fantastyczny dzień z P., odwiedziny koleżanki W. i przyjazd Rodziców) i mogę powiedzieć, że stałam się ekspertem;), znacznie częściej spacerowałam i ćwiczyłam (choć wciąż mam wrażenie, że zbyt mało), wieczorami odbywałyśmy dłuuuugie, telefoniczne pogaduchy z Siostrzyczką ( teraz rozumiem jej skargi na samotność i brak ludzi do rozmowy), odżywiałam się, o dziwo, dość zdrowo - wyczarowując owsianki, sałatki i bez opamiętania opychając się sezonowymi owocami (poza popcornem do filmu więcej grzechów nie pamiętam), wciągnęłam się koszmarnie w młodzieżowy serial Gossip Girl ;) i pracowałam tak dużo, że naprawdę muszę zrobić krótką przerwę.

Ze strat i porażek tego tygodnia... dwa ręczniki przybrały lekko zielonkawy odcień - no, przecież miały kolorowe naszywki  tzn., że można prać je z kolorami;/, rower wciąż stoi nieumyty i nieprzygotowany do sezonu (obiecuję O., że w przyszłym tygodniu już na pewno wybierzemy się na wycieczkę), nie udało mi się zrobić zdjęć ulubionych maków i chabrów (mam nadzieję, że jeszcze chwilę będą kwitły w zbożu), kilka odwiedziny nie wypaliło, a książki i gazety wciąż leżą, czekając na swój moment. No i sąsiedzi... na ten tydzień zaplanowali przekształcenie swojego mieszkania w ser szwajcarski, w związku z czym od rana do nocy towarzyszyły mi warkoty wiertarki (i prowadź tu człowieku biznesowe rozmowy telefoniczne przy tym hałasie).

To był dobry tydzień, ale jedno wiem na pewno. Samotne mieszkanie jakoś nie jest na pierwszej pozycji mojego "planu na przyszłość". O wiele lepiej jest mieć koło siebie kochanych ludzi, dzielić się z nimi wszystkimi radościami i tylko "czasami" móc tak na momencik odpocząć od towarzystwa. Na dłużej? Raczej nie, choć pewnie wszystko jest kwestią przyzwyczajenia;).





czwartek, 11 czerwca 2015

JAK TO KOBIETY SIĘ SZKOLIŁY

Wybrałam się dziś z moją przyjaciółką D. na konferencję dla biznesu "Sukces w Internecie". Rzadko udaje mi się znaleźć chwilę wolnego czasu na zdobywanie kolejnych umiejętności, czy choćby przyswojenie ciekawej, nowej wiedzy, do czego nie powinnam się przyznawać prowadząc własną działalność. Postanowiłyśmy więc nadrobić zaległości i od czasu do czasu uczestniczyć w jakimś szkoleniu. Dzisiejsze pozwoliło mi interesująco spędzić czas, choć z całej listy wykładów przydatne okazały się ostatecznie może 4. Niemniej jednak zaczynam oswajać się z narzędziami Google do pozycjonowania strony, bardziej przyjazny staje się skrót SEO, a w głowie pozostaną ciekawostki dotyczące street view, czy prawnych aspektów działań w Internecie. To był pożytecznie spędzony dzień.

Udało mi się również w końcu zaopatrzyć we własne wizytówki. Tu jednak nie obyło się bez "a szkoda, że ostatecznie nie dodałam jeszcze...". I choć dawno pozbyłam się znienawidzonej manii poprawiania wszystkiego co zrobię po 500 razy (albo tylko tak mi się wydaje, że się pozbyłam), często po prostu uczę się na własnych błędach. Na pocieszenie prezent od D. w postaci pięknych kolczyków w wakacyjnym klimacie:).


A jutro mam nadzieję jakieś inspiracje. Powrót do intensywnego blogowania w planach;).





środa, 10 czerwca 2015

SZCZYRK I OKOLICE NA WEEKEND

Wspomnienie długiego weekendu jeszcze żywe, intensywne, zielone. Mocne postanowienie zrobienia sobie 4 dniowej przerwy w pracy, odstawienia komórki i komputera poza zasięg wzroku, skupienia się na pięknych widokach, spokojnej okolicy, Rodzinie i Przyjaciołach zaowocowało wycieczką do Szczyrku i Rud. Słońce dopisało, więc od razu poczułam się wakacyjnie, opaliłam ramiona, założyłam sukienkę w kwiaty i zafundowałam sobie naprawdę sporo pysznych lodów owocowych:). Dodając do tego fajną, rodzinną atmosferę i dzień spędzony z P. w podsumowaniu mogę napisać, że to był wyjątkowo udany czas.















wtorek, 2 czerwca 2015

CO ROBIĘ KIEDY MNIE NIE MA

Praca. Jest jej ostatnio sporo, więc nadrabiam wszelkie zaległości. Niewiele się dzieje poza tym. Muszę się zmobilizować do większej aktywności życiowej, bo ciężko ostatnimi czasy. Od dwóch dni 30 minut aerobiku dziennie dzięki mobilizacji O. (:*) Dziś na blogu wpis o nowościach relaksacyjnych, na które mogłam sobie pozwolić w wyrwanych zapełnionych pracą chwilach.

Przede wszystkim dwie interesujące książki, które przywędrowały razem ze mną z osiedlowej biblioteki. Jestem fanką lokalnych bibliotek:) i muszę przyznać, że we własnej bywam regularnie.

Martyna Wojciechowska i jej "Zapiski (pod)różne" zabrały mnie w wiele wyjątkowych miejsc, rozbawiły anegdotkami z podróży i sprawiły, że tak bardzo zachciało mi się wakacji:). W kilka wolniejszych wieczorów zgłębiłam wiedzę na temat wyplatania kapeluszy panama, zwyczajów mongolskich rodzin, czy też kanonów piękna na całym świecie.

Nieco innej wiedzy dostarczył Zbigniew Lew-Starowicz i jego książka "Pan od seksu". I tu wbrew natychmiastowym skojarzeniom książka nie traktuje bezpośrednio o przypadkach z gabinetu znanego Seksuologa, a raczej o jego własnej, prywatnej drodze do wykonywanego zawodu. Dowcipnie, lekko, ciekawie, więc z przyjemnością sięgnę po kolejne książki tego Pana. 

A od niedawna bezwstydnie opycham się truskawkami i rabarbarem. Dlatego dziś zostawiam Wam na pokuszenie kilka "smacznych" kadrów z urodzin mojej (genialnej kulinarnie) Siostrzyczki.





poniedziałek, 1 czerwca 2015

DZIECKIEM BYĆ

Nigdy nie przestanę być dzieckiem. Mam to w sobie głęboko i mimo kolejnych urodzin, przejścia granicy młodzieżowej, definitywnego wkroczenia w dorosłość, wciąż we mnie dziecko.

Dziś Wam wszystkim dorosłym dzieciom i małym bąbelkom życzę radości, słodkich niespodzianek, miłości Rodziców i śmiechu do łez na przekór dorosłym problemom. Cieszcie się wiosną, bo podarowała nam piękny dzień:).