środa, 29 lipca 2015

NOWI LOKATORZY

Sukulenty robią ostatnio furorę;). Nie ma chyba lepszych kwiatów dla zapominalskich. U mnie zagościły dwa okazy, kupione dla Siostrzyczki, ale jakoś tak przypadkiem zostały. Wczoraj przesadzane, mają się całkiem nieźle. I muszę przyznać, że to piękna ozdoba. W towarzystwie podarowanego mi ceramicznego ptaka (koniecznie w kolorze słonecznej żółci, przełamującej moje czarno-białe wnętrze) oraz pierścionka, który dla każdego kojarzy się z czymś innym (dmuchawiec, wybuch na słońcu, kawa z mlekiem...) prezentują się pięknie.
I żyją razem ze mną w mojej przestrzeni domowo-biurowej. Nie dla mnie chyba minimalizm;).




poniedziałek, 27 lipca 2015

CZY TO JUŻ SLOW?

Moda na proste, powolne życie pojawiła się już jakiś czas temu. I nie ma w tym nic złego, byle nie zamieniła się w przesadę, a tego nie lubię najbardziej. Patrząc na moją codzienność, zaczęłam zastanawiać się, czy już wpisuję się w trend, czy może jeszcze nie jestem wystarczająco "slow"? A może, skoro nie jestem, to powinnam jeszcze trochę zwolnić, a może jeśli jestem, to zakrawa to już o szczyt lenistwa? Gdzie jest złoty środek modnego slow life? Czy moda na określone produkty i zachowania opatrzona etykietą slow znalazła miejsce i w moim życiu?


Czas spędzany na fotografowaniu, rysowaniu, czy czytaniu książek uwielbiam. Wciąż mam do siebie żal, że w toku codziennych obowiązków nie zawsze wystarczy mi dnia na realizację pasji. Nigdy nie biorę udziału w blogowych wyzwaniach typu "przeczytaj 100 książek", "zrób codziennie jedno zdjęcie" itd... ponieważ z góry wiem, że nie dotrwam do końca. Czasami zdarza mi się czytać dwie książki równocześnie, jednak pewnie nigdy nie pobiję w tym M., który potrafi podzielić uwagę na jeszcze więcej historii. I tu pewnie też odzywa się moje lenistwo, bo czasem, zamiast kreatywnie spędzić czas, tworząc niesamowity obraz wolę pójść na spacer, czy obejrzeć ulubiony serial, leżąc na własnej kanapie.;). To chyba bardzo slow:D.



Realizacja własnych pasji, jakiekolwiek one będą, jest czymś fantastycznym. Chapeau bas, osobom, które mają w sobie tyle samozaparcia, by robić to w każdej wolnej chwili, ja chyba do nich nie należę. Czy powinnam się zmuszać? Znajdować codziennie choć 15 minut na bycie slow? Pewnie tak, ale co, jeśli życie pędzi jednego dnia jak szalone i nie mam nawet kwadransa na zrobienie herbaty? A czy nie będzie w końcu tak, że zmuszając się do czegoś, tracimy w rzeczywistości całą przyjemność?


Idea zdrowego odżywiania atakuje mnie zewsząd. Facebook od rana bombarduje zdjęciami koktajli na przebudzenie, Instagram pokazuje targi ze zdrową żywnością, a z Internetu dowiaduję się, że nasiona chia to już niemodne, bo na topie teraz młody jęczmień. Moje posiłki są w miarę regularne, zdrowe, zawierają sporo warzyw i owoców, nieco mniej ryb, nad czym wciąż ubolewam, ale też, jak to posiłki domowe - bywają ciężkie, bo uwielbiam zwykły barszcz z uszkami, pomidorową, rosół, schabowego z kapustą, czy rolady. I nie uważam, że od tego, że czasem to zjem, zamiast surówki i zielonego smoothie, stanie się coś złego. Umiar we wszystkim jest chyba najważniejszy.


Nie dajmy się zwariować w tym całym slow food. Owszem, znajdujmy czas na wspólne gotowanie, starajmy się korzystać z sezonowych warzyw i owoców, jeść z umiarem i zdrowo, ale też po prostu to, na co akurat mamy ochotę i smak.:). Jedna, może bardziej kaloryczna zupa, ugotowana z serca przez Mamę, czy Babcię, na pewno będzie smakowała o niebo lepiej niż "modna na każde śniadanie" owsianka, do której należy się przekonać, choć osobiście wolałoby się np. jajo na miękko.



Lubię czerwony lakier na paznokciach, zapach ulubionych, podarowanych mi przez P. perfum, miękkość skóry po użyciu dobrego balsamu. Lubię czasem zamówić sobie pudełko próbek kosmetycznych i wypróbować coś nowego. Fajnie, jeśli kosmetyki są naturalne, nie testowane na zwierzętach itd.. Nie podzielam jednak szaleństwa sprawdzania każdej etykiety, używania tylko tej marki, której produkty akurat są na topie, czy konieczności zakupu akurat tego ubrania, bo ma w składzie ekologiczną bawełnę.


Tak, to ważne, żeby mieć w szafie porządek, nie otaczać się nadmiarem przedmiotów, jeść zdrowo i z umiarem, podróżować i rozwijać pasje, biegać - jeśli się lubi - lub uprawiać dowolny ulubiony sport. Wszystko to sprawia, że jesteśmy zdrowsi i szczęśliwsi. Ja jestem jednak zwolenniczką własnej idei slow. Takiej, w której nie podążamy ślepo za modą, nie zmuszamy się do czegoś, czego w rzeczywistości nawet nie lubimy, nie stajemy się tacy, jak pozostała część ludzi, bo to akurat na topie i tak trzeba. Bądźmy sobą i róbmy to, co sprawia nam przyjemność. Nie frustrujmy się tym, że odstajemy. Być może to właśnie czyni nas wyjątkowymi.

czwartek, 16 lipca 2015

POMAGAĆ

Wczoraj dostałam niezwykły list od Ewy Mastyk z Fundacji Centaurus. Niby nic wielkiego, ot zwykła kartka z opisem wspomnień tworzenia wspaniałego miejsca opieki nad zwierzętami, a jednak przeczytałam ją dwukrotnie i myślę, że jeszcze do niej wrócę.

Pomaga każdy z nas. Dzieciom, chorym na raka, osobom starszym, zwierzętom... Pomagamy pewnie niejednokrotnie nie zastanawiając się nad osobą, fundacją, czy miejscem, do którego wysyłamy datki i wsparcie. Przyznaję się sama przed sobą ( i Wami oczywiście;)), że dotąd robiłam to bezwiednie. Ot fundacja, zajmująca się wykupywaniem koni z transportu na rzeź,opieką nad starymi psami i kotami. Coś dobrego, co trzeba wspomóc. Nie zgłębiałam jednak historii Fundacji, życiorysu założycielki, nie przeglądałam strony i FB.

Kiedy dostałam ten list, a uwielbiam dostawać listy, znalazłam w moim wielce napiętym grafiku chwilę na przeczytanie i to była chwila najważniejsza danego dnia. Czy fakt, że założycielka Fundacji Centaurus jest w moim wieku, czy piękny opis walki z bankami, brakiem pieniędzy i przeciwnościami, czy słowa o tym, jak warto się nie poddawać, kiedy się o coś walczy...czy może zabawne opisy uratowanych czworonożnych przyjaciół, oddanych miłośników zwierząt przynoszących własnoręcznie upieczone ciastka, czy nadzieja, z jaką czekają na wsparcie kolejni podopieczni. Grunt, że zrobiło mi się wstyd, że ja niby wspieram, ale jednak bez zaangażowania, że jestem w życiu zbyt wygodna czasami, by walczyć o coś na czym mi zależy, że wciąż tak niewiele robię dla innych. Nawet zawód, który wybrałam nie ratuje ludzkiego życia, nie wspiera potrzebujących... Może warto byłoby w końcu zacząć ilustrować książki i wywoływać przynajmniej czyjś uśmiech.

Czasami dobrze jest dostać taki list, usiąść w swoim domu, przeczytać go i wyjść z własnej strefy komfortu, żeby zrobić coś dla innych z prawdziwym zaangażowaniem. Jeżeli macie ochotę zachęcam do wsparcia Fundacji Centaurus. Warto.



sobota, 11 lipca 2015

BO TY MASZ TAKIE FAJNE ŻYCIE

Spotykając się z moimi znajomymi często słyszę takie określenie..."bo Ty to masz lepiej, masz takie fajne życie, masz inaczej, nie musisz...". Zastanawia mnie dlaczego zwykle pragniemy właśnie tego, czego nie mamy, nie potrafiąc jednocześnie dostrzec, że to właśnie My sami jesteśmy o wiele szczęśliwsi i posiadamy więcej, niż nam się wydaje.

Dwoje zdrowych, pięknych dzieci, wspaniały dom otoczony zielenią, basen na podwórku, pełne radości uśmiechy najbliższych, rozszczekany pies i jednak brak zadowolenia, zmęczenie, sfrustrowanie... Ona chciałaby, jak ja, nie mieć życiowego bagażu, za to posiadać czas na relaksującą kąpiel, pomalowanie paznokci, randkę z fajnym mężczyzną, czy wypad do kina z przyjaciółkami. Nie wie, że zazdroszczą jej setki "singielek po 30-tce", które z różnych przyczyn wracają każdego dnia do swojego "pięknego", lecz samotnego życia.

Zwykle nie ważne jest gdzie możesz być, ważne jest gdzie jesteś. Ważne jest, żeby cieszyć się tym co tu i teraz, nie zazdrościć drugiej osobie, że ma coś innego, zauważać własne szczęście, dostrzegać momenty, słowa i ludzi, znajdować pozytywne w tym, co na pozór zwyczajne.

Lubię swoje życie, ale też owszem, czasem łapię się na tym, że przebiega przez moją głowę myśl, że jest ono przedłużeniem liceum, studiów i że nie powinno posiadać już takiego kształtu. Nie zastanawiam się jednak nad tym całymi dniami, nie warto. Czekam na swój wymarzony dom, rodzinę, ale jednocześnie staram się cieszyć drobnymi chwilami, które dla kogoś innego przecież są takie upragnione. Dzisiejsza wizyta u Siostrzyczki, wspólne lepienie pierogów z jagodami, to, że byliśmy wszyscy razem, cieszyliśmy się słońcem, lodami, wspomnieniami wakacji u Babci... moje małe chwile szczęścia do kolekcji. Może kiedyś, za kilkadziesiąt lat wspomnę je, jako jedne z tych najszczęśliwszych. Po co więc narzekać, że obie z Sis wciąż nie mamy mężów, że Rodzice nie mają wnuków, że tak się ułożyło... Ważne, że na swój sposób jesteśmy szczęśliwe, bo można się cieszyć nawet tym, co pozornie zwyczajne. 






Fot. Siostrzyczka

piątek, 10 lipca 2015

DZIAŁO SIĘ

Nareszcie mam chwilę czasu, żeby choć wspomnieć o kilku ciekawych miejscach, do których miałam przyjemność wybrać się niedawno. 


FABRYKA PORCELANY

Początek lata przywitałam wraz z Siostrzyczką, O. i L. w Fabryce Porcelany. Jest to niezwykłe miejsce w Katowicach, które z każdym rokiem nabiera życia i przyciąga nowymi atrakcjami. Tym razem można było zakupić porcelanę "za grosze", obciąć włosy u retro fryzjera, czy własnoręcznie "ulepić" filiżankę. Industrialny klimat, pyszne bajgle i orzeźwiająca lemoniada ucieszyły nas wszystkie. Zmęczyło trochę słońce, nie dające tego dnia chwili oddechu.








PRZYSTANEK ŚNIADANIE

Kolejny weekend i znów Katowice. Tym razem z P. i Siostrzyczką w miejscu, gdzie fajnie było po prostu poleniuchować na leżakach, zjeść wspaniałe śniadanie w klimacie "Alicji w Krainie Czarów"  , popróbować smakołyków, również tych upieczonych przez moją Siostrę, spotkać znajomych, obejrzeć "Małego Księcia" w plenerze i w drodze powrotnej załapać się jeszcze na najpyszniejsze lody od Dłucika. Mmmm... Dzień prawdziwie "slow".







A na koniec tygodnia niebo zafundowało nam takie oto groźne, ale piękne widoki. Byłby z tego świetny obraz:). Czyżby plan na weekend? Kto wie. Inspiracje są wszędzie, jak widać.