sobota, 8 grudnia 2012

INTEGRACJA

Kiedy dziś zamykam zmęczone oczy pod powiekami przewijają się obrazy z całych dwóch dni niesamowitej zabawy. Na chwilę każdy z nas zapomniał o codziennym życiu i całym sobą chłonął ten fantastyczny klimat i luz... Moja integracja to całość i momenty... absolutny numer jeden: ściana, wino i nocne bardzo szczere i takie jak nigdy Polaków rozmowy..., Lucy Phere w wykonaniu W., szaleństwo ogarniające całe ciało na parkiecie, moje chłopaki - czyli nasz team kreatywny wymyślający skecz o swojej pracy, Mikołaj ze Śnieżynką rozdający prezenty, wielokrotne lądowanie w śniegu, bitwa na śnieżki, przepiękna zima, zjednoczenie dwóch na co dzień rywalizujących o wpływy miast. Z drugiej strony integracja to również pogotowie ewakuacyjne dla koleżanki M i naszego M.W., którzy "polegli" każdy na swój sposób, męski striptease, rozpusta i używki. Bywa.To były niesamowite dni. Aż szkoda, że minęły tak szybko i znów wróci, czasem męcząca codzienność, w pracy. Wspomnienia i więź jaka powstała między nami mam nadzieję utrzymają się na dłużej. Absolutnie niech żałują nieobecni. To wszystko zostało tam pod murem, pod śniegiem, w milczących zamkowych ścianach...

Był i toast za M., wielkiego nieobecnego, którego "duch" jakoś krążył między nami.
Ta atmosfera w mojej pracy zawsze była jej największym plusem. I chyba zawsze tak pozostanie.

A W.... Po tym wyjeździe z całą pewnością mogę powiedzieć - człowiek tej imprezy. Pod wieloma względami taki ktoś:). Zadziwiający.

 

2 komentarze:

  1. Fajne miejsce, no i udana integracja z tego co czytam ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. oj baaardzo udana:) co jak co, ale ekipę w pracy to mam nadzwyczajną

    OdpowiedzUsuń