piątek, 12 września 2014

POLEĆ, POLEĆ ZE MNĄ HEN WYSOKO...

Bywam skowronkiem. Już na pierwszy dźwięk budzika podrywam głowę z poduszki gotowa zmierzyć się z całym kalendarzem zadań na dziś. Tylko teraz budzik już nie dzwoni, jesień za pasem, a poranna mgła nie zachęca do niczego poza wtuleniem w poduszkę... I powoli staję się sową. Praca do późnych godzin, sterta książek przy łóżku, którą koniecznie, ale to koniecznie trzeba zmniejszyć, film, czekający na "premierę" w moim domu od dawna... szkoda mi czasu na sen. Urywam chwile dla P., jak wczoraj kiedy rozmowa do późna toczyła się tak emocjonująco, urywam chwile dla przyjaciół i rodziny, a chwil tych wciąż zbyt mało. Czas nie jest z gumy. Odczuwam to boleśnie. Podczas ostatniego spotkania z byłymi współpracownikami śmialiśmy się ze zmian w sobie, z przybywających od siedzenia kilogramów, z zapuszczanych przez chłopaków bród ( bo przecież nie ma czasu na golenie), z super urlopów trwających przez tydzień... nie można przecież na dłużej zostawić biznesu, bo nie będzie do czego wracać. Dzielimy podobną rzeczywistość, a jednak tak bardzo się z roku na rok oddalamy. Nie mówię tu o ludziach, z którymi łączyło mnie coś na kształt przyjaźni, ale o osobach, z którymi wymieniam kilka zdań raz w roku. Zmieniamy się. Sowy i skowronki - nadal jednak ptaki. Tylko każde z nas inaczej rozwija skrzydła.



1 komentarz:

  1. Ja walczę z byciem sową, bo z "wiekiem" przestaje mi to slużyć ;)
    Efekty są różne :)

    OdpowiedzUsuń