piątek, 9 maja 2014

:)

Kolejny burzliwy tydzień za mną. Od jakiegoś zdołowania, po euforię. Od totalnego lenistwa, po pracowite godziny.

Maj póki co, wiąże się z wieloma oczekiwaniami. Wciąż mam wrażenie zawieszenia, niepewności co do dalszego działania, pracy, życia, przyszłości. Dużo wspomnień, dużo przemyśleń, dużo jakiegoś we mnie braku odpowiedzi na pytanie "czy tak już będzie zawsze, aż do emerytury?". Decyzje co do dalszej mojej działalności pewnie zapadną na przełomie tygodnia, tylko wciąż we mnie to takie dziwne oczekiwanie na coś...

Wybrałam się z Mamą wczoraj na babskie ciuchowe zakupy. Nic podobno nie poprawia humoru bardziej niż buszowanie po sklepach. Siedząc tak przy stoliku w kawiarni słuchałyśmy rozmów Pań obok. Obie w trakcie lub po rozwodzie, zadbane, ładnie ubrane, widać, że dosyć zamożne. I opowiadają sobie wzajemnie o tym, jak to nadzorowały budowę domu, zajmowały się dziećmi i jeszcze pracowały, a mąż każdy wieczór spędzał "dodatkowo" w pracy, z kolejnymi seksownymi sekretarkami... A teraz walczą o majątek. Smutne. Tyle ludzi tak jakoś teraz szybko i łatwo odpuszcza staranie o związek, rodzinę, o osobę, z która przecież lata temu zdecydowali się stworzyć dom.Smutne, bo to jeszcze dwie młode kobiety, może zaledwie kilka lat starsze ode mnie, a już z takim bagażem doświadczeń.

Ponure myśli rozwiewam dziś kolejną zapowiedzią "jak utrzymać się na grzbiecie tej kobyłki"... Trzymajcie za mnie kciuki, bo czuję, że znów nie zrozumiem czym jest anglezowanie po Bożemu ;).

2 komentarze:

  1. Kobyłki niezmiennie zazdroszczę. Może i ja zrealizuję "konny" plan jak tylko ogarnę życie ;)

    OdpowiedzUsuń