sobota, 10 maja 2014

CISTECZKOWY POTWÓR

Sobota mija mi pracowicie. Ale to przyjemne zajęcia. Obolałe mięśnie po wczorajszej jeździe konnej rozprostowuję sprzątając dom i piekąc "coś do kawki" na popołudnie. Domownicy węszą już za czymś słodkim, więc niech będzie - mała cukrowa dyspensa na weekend;).

Wczoraj niemal zaliczyłam upadek z końskiego grzbietu. Na swoją drugą lekcję dostałam narowistą Baśkę - vel. Concitta, która nieprzyzwyczajona do lonży wdała się w dziki galop ze mną na grzbiecie;). Wczepiona palcami w grzywę, z paniką w oczach na szczęście utrzymałam się tę krótką chwilę, zanim ktoś zapanował nad koniem.

Tym razem jednak było zupełnie inaczej, pewniej, spokojniej, cieszyłam się jazdą, swobodą, piękną pogodą i rozmowami z nowo poznanymi dziewczynami. Wspaniałe popołudnie. Brakowało mi tego. Odwożąc po lekcji jedną z dziewczynek, pomagających przy koniach, z uwagą słuchałam jej historii o wychowaniu przez Tatę, bo Mama ciągle pracowała, o kupnie własnego konia, o planach studiowania weterynarii... Obca mi zupełnie dziewczynka, gimnazjalistka, tak bardzo wiekowo oddalona ode mnie, a rozmowa z nią przyniosła mi naprawdę dużo radości. Brakowało mi chyba bardzo poznawania nowych ludzi, kontaktu z drugim człowiekiem i zwierzęciem. Konie są jednak wbrew pozorom dość duże, niepokorne, uparte i czasami lekko złośliwe. Concitta podobno ma focha na wszystkich łącznie;). Niemniej jednak została przeze mnie fachowo wyczesana sztywną i miękką szczotką, oczyściłam jej też kopyta, napoiłam i nakarmiłam. Następnym razem muszę pamiętać o kostce cukru - może da się przekupić i posłucha kierującego zamiast brykać po swojemu.

20 minut minęło... maślano-słodki zapach rozchodzi się po domu...Omnomnom:D Może nie wyglądają obłędnie, ale za to smakują całkiem nieźle. A Mama mnie całe życie ostrzega "nie jedz gorącego ciasta"... ;) i jak tu się oprzeć. Przyjemnego weekendu!



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz