poniedziałek, 18 listopada 2013

W.

Pod ścianą klasztoru cystersów grubo po północy opowiadał mi o Niej. Jak jest ważna, jak się poznali, że była od zawsze i będzie na zawsze... potem porwał mikrofon na karaoke i nie oddał go już nikomu. Darł się wniebogłosy, ale kiedy sam pośród całej sali zaśpiewał Lucy Phere zamarliśmy... To był Jego moment.

Do pracy przychodził albo najwcześniej ze wszystkich i wtedy był czas na poranną yerbę i opowieści co się u kogo wydarzyło dnia poprzedniego, albo spóźniony w swoim czarnym płaszczu, z zaczerwienionymi od mrozu policzkami i luźno przerzuconą przez ramię torbą. Kiedy pracował skupiał się maksymalnie, potrafił siedzieć nad czymś co go zainteresowało jeszcze długie godziny po pracy, zafascynowany 3D... pamiętam jak świeciły Mu oczy kiedy opowiadał o robociku, którego  "wyrzeźbił" późno w nocy...

Powiedziała "bał się zostać Ojcem, a okazał się najwspanialszym Tatą na świecie"... myślałam wówczas o tych wszystkich chwilach kiedy z niepewności, czy sobie poradzi, przechodził w fascynację córeczką, kiedy śmialiśmy się co zrobi, kiedy córka przyprowadzi pierwszego chłopaka. Miał ogromne poczucie humoru, delikatną nutę sarkazmu, tak charakterystyczną dla Niego.

Zapamiętam Go jako najbardziej dobrego człowieka jakiego poznałam. Dobrego dla innych. To On właśnie tak bardzo włączył się w naszą Szlachetną Paczkę, potrafił pomóc każdemu i zawsze... Nie odmawiał nigdy.

Urodził się dokładnie tego samego dnia co ja. Tylko rok później. Odkąd pamiętam urodziny świętowaliśmy wspólnie. Najpierw szalonym pomysłem z górą gofrów, które piekliśmy nad ranem, później urodzinową imprezą w ulubionej korporacyjnej knajpce. Wtedy nie doczekałam już przyjazdu jego żony, ale kilka miesięcy później, już w ich domu, spotkaliśmy się w szerszym gronie. Widzę Go teraz jak siedzi pod ścianą i trzyma na otwartej dłoni córkę robiąc jej "samolocik".

Rozmawialiśmy na wiele tematów, czasem siedząc w kuchni, czasem poprzez bezduszne komunikatory. Był moim przyjacielem, bo myślę, że mogę tak powiedzieć. I choć staram się przypominać sobie teraz tylko te radosne chwile, myślę o Nim z bólem.

Czy był tam kiedy żegnaliśmy go tak licznie? Czy patrzył na Rodzinę, przyjaciół... wspominaliśmy go chwilę później przy herbacie, my, którzy zostaliśmy... śmiech przez łzy... i cisza...

Od dawna bardzo mi Go brakuje... ale Ona... myśl o Niej boli teraz jeszcze bardziej...

4 komentarze:

  1. Tak mi przykro:((( Pięknie o Nim napisałaś. Naprawdę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Ci bardzo... mnie też wciąż tak przykro:( Ciężko pożegnać przyjaciela.

      Usuń
  2. wzruszyłam się! piękne słowa o naprawdę dobrym i pogodnym człowieku, szkoda, że życie niektórych kończy się tak szybko i tak niesprawiedliwie

    OdpowiedzUsuń