poniedziałek, 12 stycznia 2015

BEZ POSTANOWIEŃ

Styczeń wita mnie niewielkim życiowym zakrętem i oczekiwaniem, które staram się przerobić w coś pozytywnego. O. mówi, że to taka siła wyższa, Boski plan na moje życie. Zobaczymy, cóż to za plan. Tymczasem worek z pracą, po niewielkiej pustce, znów się zapełnił. Nie mogę narzekać na monotonię, bo projekty ciekawe i dość mocno zaskakuje mnie to, jak wielu nowych rzeczy uczę się przy nich. Tęskno mi do długich wieczorów z książką, których w grudniu było sporo. Od świąt udało mi się przeczytać podarowaną przez N., obowiązkową pozycję dla każdego grafika, "Król biurowej klasy średniej" M. Mazurka, dwa wciągające kryminały autorstwa J.K.Rowling, piszącej pod pseudonimem R.Galbraith, "Wołanie kukułki" i "Jedwabnik" oraz ostatnią z nieznanych mi pozycji C.Lackberg "Zamieć śnieżna i woń migdałów".

I o ile Zucha zdecydowanie wolę w wersji rysowanej niż pisanej, kryminały pani Rowling polubiłam i z przyjemnością sięgnę po kolejny, by niespiesznie podążać pogrążonymi we mgle ulicami Londynu w poszukiwaniu rozwiązania zagadki kryminalnej.

Na stoliku nocnym znów zagościł Harry Potter. Postanowiłam po 16 latach odświeżyć sobie fascynującą historię małego czarodzieja i jak się okazuje - nie tylko ja. Również D. wpadła na ten pomysł. Styczeń rozpoczęłyśmy od wspólnej lektury, kinowego seansu "Wielkie oczy", który rozbawił nas i przeniósł w ulubiony malarski świat oraz biznesowej burzy mózgów, która będzie miała swoją kontynuację, jak tylko jakoś się ogarnę.

Styczniowy pęd ku nowemu planów na cały rok nie uwzględnia. Wiem, że powinnam więcej się ruszać, ograniczyć cukier (choć prawdę mówiąc, gdyby nie świąteczne grzeszki, raczej nie byłoby czego ograniczać), mniej pracować, realizować swoje pasje, wrócić do malowania i doszlifować języki obce (lub raczej odgruzować w pamięci zupełnie zapomniane obco brzmiące słowa). Nie lubię jednak postanowień, rozliczania siebie z tego co nie wyszło, co zaginęło gdzieś w nieprzewidywalnym rozkładzie dnia, co zawaliłam sama, bo po prostu nie miałam ochoty. Wiem co powinnam, niczego nie postanawiam. W tym roku liczy się tu i teraz.


2 komentarze:

  1. trzymam kciuki za dobre "tu i teraz", Mała :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak mi się marzy "tu i teraz"... Trochę awykonalne. Co chwilę słyszę, że liceum to cudowny czas i powinnam cieszyć się tymi latami, ale brak czasu na radość bo nauka przytłacza, więc się żyje od punktu A do punktu B - weekendy, ferie, święta, wakacje... Może jakaś odmian w tym roku? Zobaczymy :))



    OdpowiedzUsuń