środa, 28 sierpnia 2013

ELIZJUM

W pierwszych minutach tego filmu pomyślałam... "Naprawdę cieszę się, że w tym roku (około 2156) mnie już nie będzie na świecie. Gdybym miała żyć w takich czasach, w taki sposób...to byłoby wielkie nieszczęście."

Dobry film. Z doskonale opracowanym zakończeniem, tak innym niż dotychczasowe amerykańskie produkcje. Wciągnął mnie, nie nudziłam się w kinie - co jest ogromną zaletą, bo któż z nas idzie do kina, by się nudzić... ( nasuwa mi się tutaj niedawna rozmowa z M. o czytaniu kilku książek jednocześnie, bo zbyt szybko się nudzi;) Pozdrawiam i podziwiam za tę ilość). Polecam wybrać się do kina, wciągnąć w nietypową historię i czekać na "uzdrowienie" wraz z Mattem Damon'em, którego kaloryfer na brzuchu niewątpliwie zasługuje na podziw;)

Teraz wybieram się na Blue Jasmine. Choć szczerze mówiąc po ostatnim filmie Allena mam pewne obawy...



3 komentarze:

  1. Patrząc w jakim kierunku podąża świat, czasami czuję ulgę, że życie tu, przynajmniej, jest tylko na jakiś czas ;)
    Ale recenzja fajna ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. też o tym myślę, czasem chciałoby się, jak w Allena "O północy w Paryżu", przenieść się ileś tam lat wstecz, kiedy świat był "normalniejszy":)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń