wtorek, 21 maja 2013

NOCNE MARKI

Siedzę sobie tak nocną porą, stopą bosą o podłogę uderzam i rozmyślam o meandrach życia mego i pracy. O tym jak to mężczyźni do sklepów odzieżowych chadzać nie lubią, bo i nudno i wybierać tyle trzeba, i jakby to najchętniej zamiast tego preferowali kącik dla mężczyzn, albo i lepiej przezroczyste przymierzalnie, żeby sobie pooglądać mogli. A gdyby jeszcze była PROMOCJA, za wejście do takiej przymierzalni rabacik, to i Pani byłaby kontenta i Pan zadowolony.

I o dzieciach rozmyślam, co to ich nie mam własnych, ale cudze, a zwłaszcza D. uwielbiam.

O książkach, których jakoś wciąż mało i mało, a jak zatapiam się w lekturze to i do 1:00 z wypiekami na twarzy. A że później oko nerwowo podskakuje na każdy gwałtowny ruch, że głowa sennie opada znudzona monotonnym szumem komputera... Nic to, bo przecież historie w tych książkach fascynujące, mrożące krew w żyłach, bo przecież i tym razem pisarka zwiodła mnie na manowce i zabił ktoś zupełnie inny...

Dumam też o pracy, ręce która karmi, ale jednocześnie dusi w zarodku każdy przejaw odrębności, inicjatywy, ochoty. O gnuśnieniu naszym powolnym, przeistaczaniu się w starych, gniewnych ludzi, o marudzeniu naszym codziennym, złych emocjach i braku wiary w to lepsze. Dziwię się i nadziwić nie mogę temu wszystkiemu.

I o dobrym też myślę... O niebieskich oczach i koszulce z Kermitem, dialogach z podtekstem zupełnie niezrozumiałym, powrotach, szczęściach malowanych na przecież szarym, merdaniu psiego ogona i słowach, że za ciastko zaprowadziłby włamywacza do najcenniejszych rzeczy w domu... i tęsknocie za tym moim, własnym, spojrzeniem mądrych psich oczu.

Późno już... Czas spać. Stopy cicho suną w stronę łazienki. Ot takie dumanie przed snem. Niepozorne.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz