Dobry film. Z doskonale opracowanym zakończeniem, tak innym niż dotychczasowe amerykańskie produkcje. Wciągnął mnie, nie nudziłam się w kinie - co jest ogromną zaletą, bo któż z nas idzie do kina, by się nudzić... ( nasuwa mi się tutaj niedawna rozmowa z M. o czytaniu kilku książek jednocześnie, bo zbyt szybko się nudzi;) Pozdrawiam i podziwiam za tę ilość). Polecam wybrać się do kina, wciągnąć w nietypową historię i czekać na "uzdrowienie" wraz z Mattem Damon'em, którego kaloryfer na brzuchu niewątpliwie zasługuje na podziw;)
Teraz wybieram się na Blue Jasmine. Choć szczerze mówiąc po ostatnim filmie Allena mam pewne obawy...
Patrząc w jakim kierunku podąża świat, czasami czuję ulgę, że życie tu, przynajmniej, jest tylko na jakiś czas ;)
OdpowiedzUsuńAle recenzja fajna ;)
też o tym myślę, czasem chciałoby się, jak w Allena "O północy w Paryżu", przenieść się ileś tam lat wstecz, kiedy świat był "normalniejszy":)
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń