poniedziałek, 29 września 2014

COŚ DLA DUSZY

Dziś kilka ciekawych nowości. Przede wszystkim przepiękne zdjęcia. Lisa Holloway niesamowicie operuje kolorem, a jej zdjęcia to takie małe dzieła sztuki. Fotografuje min. dzieci i może to właśnie jest element sprawiający, że jej prace są tak niezwykłe. W klimacie jesieni i późnego lata coś miłego dla oka.










Do poczytania świetny kryminał Miłoszewskiego, w którym zaczytuje się ostatnio cała moja rodzina. Styl pisania przypomina mi nieco Marcina Ciszewskiego, ale jednak sama historia i wątki nieco bardziej współczesne.
O sztuce, sensacji, ośnieżonych jeziorach, obrazach impresjonistów, politycznej aferze i tym, że Polak potrafi. 




A filmowo wczoraj dobry film o żydowskim chłopcu, jego ucieczce z getta i próbie przetrwania w ciężkim czasie wojny. Niewyobrażalna siła małego człowieka. Warto.



środa, 24 września 2014

W SERCU EUROPY

Kraków. Nieodwiedzany od kilku lat, aż zdążyłam zapomnieć miejsca i klimat. A tu Siostrzyczka przygotowała niespodziankę i wspólnie wraz z O. wybrałyśmy się na chilloutową wycieczkę po krakowskich uliczkach i miejscach ulubionych. I lubię ten Kraków nadal, choć już taki... europejski, wielkomiejski, przytłaczający miejscami, wielonarodowościowy, przypominający stolice wielkich państw bardziej niż kiedykolwiek. Ale i pełen uroku, zwłaszcza krakowski Kazimierz, który miałam okazję odwiedzić po raz pierwszy. Dzień w Krakowie moim okiem. Zapraszam.

























A później było wieeeeeelkie kibicowanie, najfajniejszy wieczór w zwykłym osiedlowym pubie wśród starszych Panów - zagorzałych miłośników sportowej rywalizacji. I nasi wspaniali Siatkarze, i złoto, i mnóstwo szczerych emocji. Dziękujemy!





wtorek, 16 września 2014

W (RZECZY)SAMEJ

Modny ostatnio trend minimalizmu (aż do przesady) zaczyna mnie męczyć. W ogóle wszystkie mody i trendy ostatnio działają mi na nerwy. Troszkę mam wrażenie tracimy w tym wszystkim siebie. Jakoś większy uśmiech budzi we mnie kolejna kolorowa czapeczka M. - podkreślająca jego indywidualny styl, niż szereg "modnych" hipsterskich gadżetów, kupionych tylko dlatego, że ktoś gdzieś napisał, że to jest modne.

I choć przy remoncie pozbyłam się kilku pudeł pełnych zalegających w pokoju rzeczy, lubię moje pamiątki z podróży, prezenty od bliskich, kupione gdzieś-kiedyś bibeloty, które przypominają mi zabawne, ciekawe i po prostu miłe momenty mojego życia. Nie jestem zbieraczem niepotrzebnych, pełnych kurzu przedmiotów, ale też nie podążam ślepo za modą na "nieposiadanie" niczego. Kolekcjonuję wspomnienia.

Kawałek półki pt. wakacje czyli "pamiątki z umiarem" przywiezione z podróży moich lub bliskich.




Spełnione marzenie z dzieciństwa w nieco innej formie. Konik na biegunach podarowany mi na 30-tkę przez P.




Szare kule od Siostrzyczki i tablicę od O. umieściłam tak, że mój wzrok pada na nie tuż po przebudzeniu. Motywują do działania i optymizmu, a wieczorami tworzą niepowtarzalny nastrój.




 Magiczna gwiazdka nie znika wraz z końcem świąt...




Tatry moje ukochane wciąż czekają na kolejne odwiedziny, a piękna rycina na porządną ramkę;) Jak to możliwe, że wciąż jeszcze nie "dokończyłam" tego remontu;)...




 Choć porcelany u mnie "jak na lekarstwo" bywają przedmioty, bez których nie wyobrażam sobie mojej przestrzeni. Tak jest w przypadku pudełeczka podarowanego mi daaawno, dawno temu...




Dziecka wciąż we mnie sporo - a sentyment do starych dobranocek pozostał.  I gdzie to TVP ABC na wszystkich platformach hę?...;/




To zaledwie niewielki fragment przedmiotów, które towarzyszą mi na co dzień. Minimalizm owszem, ale z umiarem :).

piątek, 12 września 2014

POLEĆ, POLEĆ ZE MNĄ HEN WYSOKO...

Bywam skowronkiem. Już na pierwszy dźwięk budzika podrywam głowę z poduszki gotowa zmierzyć się z całym kalendarzem zadań na dziś. Tylko teraz budzik już nie dzwoni, jesień za pasem, a poranna mgła nie zachęca do niczego poza wtuleniem w poduszkę... I powoli staję się sową. Praca do późnych godzin, sterta książek przy łóżku, którą koniecznie, ale to koniecznie trzeba zmniejszyć, film, czekający na "premierę" w moim domu od dawna... szkoda mi czasu na sen. Urywam chwile dla P., jak wczoraj kiedy rozmowa do późna toczyła się tak emocjonująco, urywam chwile dla przyjaciół i rodziny, a chwil tych wciąż zbyt mało. Czas nie jest z gumy. Odczuwam to boleśnie. Podczas ostatniego spotkania z byłymi współpracownikami śmialiśmy się ze zmian w sobie, z przybywających od siedzenia kilogramów, z zapuszczanych przez chłopaków bród ( bo przecież nie ma czasu na golenie), z super urlopów trwających przez tydzień... nie można przecież na dłużej zostawić biznesu, bo nie będzie do czego wracać. Dzielimy podobną rzeczywistość, a jednak tak bardzo się z roku na rok oddalamy. Nie mówię tu o ludziach, z którymi łączyło mnie coś na kształt przyjaźni, ale o osobach, z którymi wymieniam kilka zdań raz w roku. Zmieniamy się. Sowy i skowronki - nadal jednak ptaki. Tylko każde z nas inaczej rozwija skrzydła.